W tej dyscyplinie i w tym pomieszczeniu, wielkości niewielkiej hali sportowej, czas i tak nie gra roli. Dopiero od drugiej w nocy tango w wykonaniu zespołu Septett Color porywa publiczność do tańca. Sześciu mężczyzn w ciemnych garniturach i rudowłosa pianistka zaczynają od utworu Astora Piazzoli "Primavera Portena".
Piosenkę o wiośnie w mieście portowym grają z taką energią, jakby chcieli przegonić panujący na zewnątrz przejmujący chłód i krążące wirusy grypy. Z bandoneonów na kolanach muzyków płynie pełna żalu muzyka, a skrzypce i kontrabas wtórują im w tych samych smutnych tonach. Głos wokalisty wspina się na pełne dramatyzmu wysokie rejestry - i parkiet od razu się zapełnia.
Wystarczy głębokie spojrzenie
W dzień powszedni, w środku nocy, około 60 par tańczy na oświetlonym parkiecie r11; tak, jakby ranek miał nigdy nie nadejść. Wiek uczestników mieści się w przedziale od dwudziestu kilku po osiemdziesiąt lat. Zadbani, niepozorni, szczupli. Panie ubrane w krótkie spódniczki lub długie suknie wieczorowe, panowie w dżinsy lub marynarki dwurzędowe, z włosami zebranymi w kucyk lub łysi - wszystko jest dozwolone.
Podstarzały senior z białymi wąsami i pod krawatem prowadzi swoją niewiele młodszą partnerkę w kabaretkach i pasujących do butów purpurowych kolczykach. Tych dwoje prawdopodobnie ćwiczy kroki jeszcze od czasów Juana Domingo i Evity Perón.
Wokół parkietu, przy stolikach z połyskującymi na czerwono obrusami siedzi około 150 kolejnych uczestników, którzy piją, patrzą, czekają i szukają. Tango ma ich ośmielać - takie są reguły. Czasem wystarczy bardziej intensywne spojrzenie, by po chwili policzek przy policzku wirować z nieznajomą dotychczas osobą.
Nie jest to jednak bal samotnych serc, tylko towarzyskie wydarzenie zwane milongą. To poważne, profesjonalne i uroczyste imprezy, na które wstęp kosztuje w tym przypadku 18 pesos, czyli około 4 euro. Salón Canning w dzielnicy Palermo to prawdziwa ostoja tego ruchu i - jak sama nazwa wskazuje - już od dłuższego czasu. Nazwa salonu została bowiem zapożyczona od wcześniejszej nazwy ulicy, przy której się mieści, a pochodzącej od nazwiska brytyjskiego polityka Georger17;a Canninga. Wskutek wzrostu znaczenia ruchów nacjonalistycznych oraz późniejszych rządów dyktatury wojskowej i wojny o Falklandy została ona przemianowana na cześć argentyńskiego pisarza Scalabriniego Ortiza.
Od kilku lat, kiedy to świętowano 50. rocznicę istnienia salonu, na jednej ze ścian w kolorze brzoskwiniowym na wysokości żelaznego wentylatora wisi kiczowaty kolaż ze zdjęciami tańczących. Poza tym wystrój jest raczej skromny.
Za barem naprzeciwko kelnerzy w liberii serwują szampany, czerwone wino i espresso. Damska toaleta znajduje się po lewej stronie baru, natomiast męska w przejściu za kioskiem dziadka klozetowego, zwanego zdrobniale El Pipa.
Takich miejsc "ze smaczkiem" jest w trzynastomilionowym Buenos Aires więcej: szemrane bary jak Kim&Nowak niedaleko pchlego targu, techno-dyskoteki jak Pacha na wybrzeżu Rio de la Plata, prowizoryczne lokale jak Muzeum w San Telmo.
"Smutne myśli, które się tańczy"
Stolica Argentyny, obok brazylijskiego Sao Paulo, oferuje chyba najlepsze atrakcje w całej Ameryce Południowej. Pełno tu sprzeczności i mezaliansów starego z nowym. W samej dzielnicy Palermo po bankructwie państwa w 2001/02 i późniejszym wzroście gospodarczym powstała swoista dżungla stylizowanych knajp i restauracji. Kto uważa milongi za kicz dla turystów i lokalny folklor, ten nic nie rozumie.
Obecnie pół świata zachwyca się tymi rytmami, co przekłada się na zwiększony ruch turystyczny. Ciekawe jest też to, że również sami Argentyńczycy polubili dzięki temu własne dziedzictwo kulturowe. W milongach w Salón Canning uczestniczy zazwyczaj kilku cudzoziemców - tym razem jest to między innymi studentka z Chicago i Japonka.
Tango od lat wzbudza fascynację. Kompozytor Enrique Santos powiedział kiedyś, że tango to "smutne myśli, które się tańczy", a zdaniem Georger17;a Bernarda Shawa jest to "jedyny współczesny taniec towarzyski, który warto nazwać tańcem". Tak więc, tango to znacznie więcej niż tylko show za nierzadko wyśrubowaną cenę.
Tango znów stało się odzwierciedleniem duszy Buenos Aires, w którego zamtuzach i spelunach imigranci wymyślili w XIX wieku ten taniec. Popiersie nieżyjącego barda Carlosa Gardela ze stale żarzącym się papierosem w ustach stoi na cmentarzu w Chacarita i mówi się o nim, że śpiewa coraz lepiej. Argentyńska scena tango z dnia na dzień staje się coraz bardziej dynamiczna. Czasy, kiedy przypięto mu etykietkę nieco przykurzonego reliktu rodziców, minęły. I chociaż muzyka Madonny czy rodzimych gwiazd rocka jest obecnie bardziej popularna wśród młodzieży, to tango i tak przeżywa renesans we wszystkich możliwych grupach wiekowych. Dziś nawet młodzi chcą się uczyć tych dziwnych figur.
Pod koniec 2007 roku w Buenos Aires w 120 różnych miejscach odbywało się tygodniowo trzysta imprez tanecznych poświęconych tangu, w których uczestniczyło 35 tysięcy osób. W ciągu ostatnich pięciu lat oferta zwiększyła się dziesięciokrotnie. Magazyn "La Nación" podaje, że uczestnicy samych tylko milong, w liczbie 1,9 miliona rocznie, wydają na tę przyjemność 28,5 miliona pesos, czyli 6,5 miliona euro.
Ofertę wzbogacają dodatkowo mistrzostwa świata, mistrzostwa miasta czy publiczne milongi na Avenida de Mayo. Kluby, w których odbywają się tego typu imprezy, noszą przedziwne nazwy, na przykład La Catedral, Club Gricel, Club Atlético Fernandez Fierro, Sunderland Club. Powstała nawet milonga dla gejów o nazwie La Marshall.
W ConfiterÃa Ideal w zniszczonym centrum handlowym z 1912 roku w ciÄ…gu dnia podaje siÄ™ kawÄ™ i ciasto, a w nocy na pierwszym piÄ™trze, pod przykurzonym żyrandolem i miÄ™dzy kolumnami z marmuru odbywajÄ… siÄ™ taÅ„ce.
Na śniadanie słodkie media lunas
W Salón Canning koło godziny trzeciej nad ranem pojawiają się nowi zawodnicy i tańczą do piątej albo jeszcze dłużej. Już niedługo wiszący horyzontalnie na argentyńskim niebie sierp księżyca, zostanie zastąpiony słodkimi półksiężycami media lunas - popularnymi rogalikami jadanymi przez portenos na śniadanie.
Nad Rio de la Plata wschodzi słońce. Profesjonaliści chowają swoje buty do tańca do worków. Dama przykuwająca uwagę wszystkich kolorowym strojem rozdaje gratisowe egzemplarze gazety "La Milonga" z aktualnymi terminami imprez. Mężczyzna z mocno nażelowaną fryzurą i ze szklaneczką whiskey z trudnością przedziera się przez grupki ludzi i okazuje się być obeznanym w temacie milongero.
Podczas krótkich przerw między poszczególnymi tańcami panuje zazwyczaj cisza - oprócz występów zespołów w czasie milong nie bije się brawa. Nostalgia nie jest przecież radosna. I już następna para rusza na parkiet, wije się w tańcu i zapomina o reszcie.
"Chyba żadna inna muzyka nie nadaje siÄ™ tak dobrze do marzenia jak tango" - pisze Ezequiel MartÃnez - "w jego takt można wstrzymywać myÅ›li i dać siÄ™ ponieść duszy uwiÄ™zionej w ciele".
Starsza pani w jaskrawoczerwonej sukni w ramionach swojego partnera zamyka oczy - to dobry znak. Taniec wydaje się być dla nich łatwiejszy niż chodzenie. Dopiero kiedy opuszczają parkiet, widać, że oboje kuleją.
Piosenkę o wiośnie w mieście portowym grają z taką energią, jakby chcieli przegonić panujący na zewnątrz przejmujący chłód i krążące wirusy grypy. Z bandoneonów na kolanach muzyków płynie pełna żalu muzyka, a skrzypce i kontrabas wtórują im w tych samych smutnych tonach. Głos wokalisty wspina się na pełne dramatyzmu wysokie rejestry - i parkiet od razu się zapełnia.
Wystarczy głębokie spojrzenie
W dzień powszedni, w środku nocy, około 60 par tańczy na oświetlonym parkiecie r11; tak, jakby ranek miał nigdy nie nadejść. Wiek uczestników mieści się w przedziale od dwudziestu kilku po osiemdziesiąt lat. Zadbani, niepozorni, szczupli. Panie ubrane w krótkie spódniczki lub długie suknie wieczorowe, panowie w dżinsy lub marynarki dwurzędowe, z włosami zebranymi w kucyk lub łysi - wszystko jest dozwolone.
Podstarzały senior z białymi wąsami i pod krawatem prowadzi swoją niewiele młodszą partnerkę w kabaretkach i pasujących do butów purpurowych kolczykach. Tych dwoje prawdopodobnie ćwiczy kroki jeszcze od czasów Juana Domingo i Evity Perón.
Wokół parkietu, przy stolikach z połyskującymi na czerwono obrusami siedzi około 150 kolejnych uczestników, którzy piją, patrzą, czekają i szukają. Tango ma ich ośmielać - takie są reguły. Czasem wystarczy bardziej intensywne spojrzenie, by po chwili policzek przy policzku wirować z nieznajomą dotychczas osobą.
Nie jest to jednak bal samotnych serc, tylko towarzyskie wydarzenie zwane milongą. To poważne, profesjonalne i uroczyste imprezy, na które wstęp kosztuje w tym przypadku 18 pesos, czyli około 4 euro. Salón Canning w dzielnicy Palermo to prawdziwa ostoja tego ruchu i - jak sama nazwa wskazuje - już od dłuższego czasu. Nazwa salonu została bowiem zapożyczona od wcześniejszej nazwy ulicy, przy której się mieści, a pochodzącej od nazwiska brytyjskiego polityka Georger17;a Canninga. Wskutek wzrostu znaczenia ruchów nacjonalistycznych oraz późniejszych rządów dyktatury wojskowej i wojny o Falklandy została ona przemianowana na cześć argentyńskiego pisarza Scalabriniego Ortiza.
Od kilku lat, kiedy to świętowano 50. rocznicę istnienia salonu, na jednej ze ścian w kolorze brzoskwiniowym na wysokości żelaznego wentylatora wisi kiczowaty kolaż ze zdjęciami tańczących. Poza tym wystrój jest raczej skromny.
Za barem naprzeciwko kelnerzy w liberii serwują szampany, czerwone wino i espresso. Damska toaleta znajduje się po lewej stronie baru, natomiast męska w przejściu za kioskiem dziadka klozetowego, zwanego zdrobniale El Pipa.
Takich miejsc "ze smaczkiem" jest w trzynastomilionowym Buenos Aires więcej: szemrane bary jak Kim&Nowak niedaleko pchlego targu, techno-dyskoteki jak Pacha na wybrzeżu Rio de la Plata, prowizoryczne lokale jak Muzeum w San Telmo.
"Smutne myśli, które się tańczy"
Stolica Argentyny, obok brazylijskiego Sao Paulo, oferuje chyba najlepsze atrakcje w całej Ameryce Południowej. Pełno tu sprzeczności i mezaliansów starego z nowym. W samej dzielnicy Palermo po bankructwie państwa w 2001/02 i późniejszym wzroście gospodarczym powstała swoista dżungla stylizowanych knajp i restauracji. Kto uważa milongi za kicz dla turystów i lokalny folklor, ten nic nie rozumie.
Obecnie pół świata zachwyca się tymi rytmami, co przekłada się na zwiększony ruch turystyczny. Ciekawe jest też to, że również sami Argentyńczycy polubili dzięki temu własne dziedzictwo kulturowe. W milongach w Salón Canning uczestniczy zazwyczaj kilku cudzoziemców - tym razem jest to między innymi studentka z Chicago i Japonka.
Tango od lat wzbudza fascynację. Kompozytor Enrique Santos powiedział kiedyś, że tango to "smutne myśli, które się tańczy", a zdaniem Georger17;a Bernarda Shawa jest to "jedyny współczesny taniec towarzyski, który warto nazwać tańcem". Tak więc, tango to znacznie więcej niż tylko show za nierzadko wyśrubowaną cenę.
Tango znów stało się odzwierciedleniem duszy Buenos Aires, w którego zamtuzach i spelunach imigranci wymyślili w XIX wieku ten taniec. Popiersie nieżyjącego barda Carlosa Gardela ze stale żarzącym się papierosem w ustach stoi na cmentarzu w Chacarita i mówi się o nim, że śpiewa coraz lepiej. Argentyńska scena tango z dnia na dzień staje się coraz bardziej dynamiczna. Czasy, kiedy przypięto mu etykietkę nieco przykurzonego reliktu rodziców, minęły. I chociaż muzyka Madonny czy rodzimych gwiazd rocka jest obecnie bardziej popularna wśród młodzieży, to tango i tak przeżywa renesans we wszystkich możliwych grupach wiekowych. Dziś nawet młodzi chcą się uczyć tych dziwnych figur.
Pod koniec 2007 roku w Buenos Aires w 120 różnych miejscach odbywało się tygodniowo trzysta imprez tanecznych poświęconych tangu, w których uczestniczyło 35 tysięcy osób. W ciągu ostatnich pięciu lat oferta zwiększyła się dziesięciokrotnie. Magazyn "La Nación" podaje, że uczestnicy samych tylko milong, w liczbie 1,9 miliona rocznie, wydają na tę przyjemność 28,5 miliona pesos, czyli 6,5 miliona euro.
Ofertę wzbogacają dodatkowo mistrzostwa świata, mistrzostwa miasta czy publiczne milongi na Avenida de Mayo. Kluby, w których odbywają się tego typu imprezy, noszą przedziwne nazwy, na przykład La Catedral, Club Gricel, Club Atlético Fernandez Fierro, Sunderland Club. Powstała nawet milonga dla gejów o nazwie La Marshall.
W ConfiterÃa Ideal w zniszczonym centrum handlowym z 1912 roku w ciÄ…gu dnia podaje siÄ™ kawÄ™ i ciasto, a w nocy na pierwszym piÄ™trze, pod przykurzonym żyrandolem i miÄ™dzy kolumnami z marmuru odbywajÄ… siÄ™ taÅ„ce.
Na śniadanie słodkie media lunas
W Salón Canning koło godziny trzeciej nad ranem pojawiają się nowi zawodnicy i tańczą do piątej albo jeszcze dłużej. Już niedługo wiszący horyzontalnie na argentyńskim niebie sierp księżyca, zostanie zastąpiony słodkimi półksiężycami media lunas - popularnymi rogalikami jadanymi przez portenos na śniadanie.
Nad Rio de la Plata wschodzi słońce. Profesjonaliści chowają swoje buty do tańca do worków. Dama przykuwająca uwagę wszystkich kolorowym strojem rozdaje gratisowe egzemplarze gazety "La Milonga" z aktualnymi terminami imprez. Mężczyzna z mocno nażelowaną fryzurą i ze szklaneczką whiskey z trudnością przedziera się przez grupki ludzi i okazuje się być obeznanym w temacie milongero.
Podczas krótkich przerw między poszczególnymi tańcami panuje zazwyczaj cisza - oprócz występów zespołów w czasie milong nie bije się brawa. Nostalgia nie jest przecież radosna. I już następna para rusza na parkiet, wije się w tańcu i zapomina o reszcie.
"Chyba żadna inna muzyka nie nadaje siÄ™ tak dobrze do marzenia jak tango" - pisze Ezequiel MartÃnez - "w jego takt można wstrzymywać myÅ›li i dać siÄ™ ponieść duszy uwiÄ™zionej w ciele".
Starsza pani w jaskrawoczerwonej sukni w ramionach swojego partnera zamyka oczy - to dobry znak. Taniec wydaje się być dla nich łatwiejszy niż chodzenie. Dopiero kiedy opuszczają parkiet, widać, że oboje kuleją.