
Fot. Rafal Michalowski / AGENCJA GAZET
Dlaczego nagrałem tanga? Ja, stary rockandrollowiec? Polskie tango zawsze szło za mną. Najpierw w mgle dziecinnych wspomnień - ojciec śpiewający "Tango milonga" i "Już nigdy". Potem podczas tras Trubadurów w Związku Radzieckim przychodzili nasi rodacy, którzy znaleźli się tam wbrew własnej woli. Pytali: "A polskie tango zaśpiewacie?" Wreszcie poznałem mistrza tych przedwojennych piosenek - Mieczysława Fogga. Cóż to był za cudowny człowiek! Dawał mi rady, jak przetrwać tak długo jak on! Nawet dał mi telefon do swojego laryngologa! Pomału w długości muzycznej drogi go gonię. Czy dogonię?
Nic więc dziwnego, że nagrania polskich tang dedykuję swemu mistrzowi. Kilka lat temu znalazł się jeszcze jeden powód. Kiedy Julio Iglesias nagrał najpiękniejsze tanga hiszpańskojęzyczne, Andrzej Kosmala powiedział do mnie: "Po co hiszpańskie, nagrajmy nasze, polskie. Są najwspanialsze na świecie!" W końcu jedyna polska piosenka, która obiegła cały świat, to "Tango milonga". W roku 1994 w Domu Pracy Twórczej ZAiKS-u w Sopocie poznałem Jerzego Petersburskiego, syna wielkiego kompozytora polskich tang. Obiecałem mu, że na pewno nagram i "Tango milonga", i "Tę ostatnią niedzielę", i "Już nigdy". Nagrałem i proponuję państwu! Jestem chyba jedynym rockandrollowcem (bo czuję się nim zawsze), który nagrał tanga! Mój polski idol z lat młodości Bogusław Wyrobek śpiewał kiedyś: "Przed rock and rollem nie było nic!". Nieprawda! Było tango! To jest coś więcej niż tylko taniec. To był sposób życia, z jego napięciami, wyluzowaniami, z upadkami i uniesieniami. Mówi się: "Pójść w tango"! Tango to silne ramię partnera i kocia zwinność partnerki. "Bo do tanga trzeba dwojga"! Trzeba pilnować partnerki, bo pozostanie wam "Ta ostatnia niedziela" i "Już nigdy nie zobaczysz jej oczu za mgłą"... Przed tangiem nie było nic... To nieprawda, bo przecież wcześniej w cesarskim Wiedniu królował walc.
Taniec towarzyszył ludziom zawsze, ale był przypisany do grupy społecznej, do kasty, narodu, regionu.
Tango było w paryskim salonie i na ulicach Buenos Aires. Miało swą porywająca magię, filozofię, namiętność.
Było dzieckiem rewolucji przemysłowej i rodzącego się kapitalizmu. Wprowadziło świat w XX wiek, tak jak następny fenomen muzyczno-taneczny - rock and roll - w wiek XXI. Rock and roll też był dzieckiem stapiania się różnych kultur, tym razem w amerykańskim tyglu. Dzieckiem rewolucji młodych. Ale to już nowa opowieść...